- Siostra chciała mnie widzieć?

chciał odcinać jej dostępu światła.

Pewnie nie, gdyby wiedziała, że spędził z nią noc. Nigdy jej o tym nie powiedział. Rozmawiali tylko o tym, co on uznał za konieczne. To rodziło dodatkowe problemy, bo Diana była niezwykle zaborcza. Pragnęła, by porzucił pracę w tajnych służbach i całkowicie poświęcił się rodzinie. Ich małżeństwo trwało miesiąc, gdy się na to zdecydował, choć jego decyzja wcale nie poprawiła sytuacji. Teraz wszystkie myśli poświęcał córeczce.
- Możesz milczeć - oświadczyła. - Z mojego doświadczenia wynika, że słowa
Lord Kilcairn podszedł bliżej. Nie patrząc na niego, wiedziała, że nie podziwia
gniew Alexandry, jednakowoż go martwił. Odkąd zbudziło się w nim sumienie, dochodziło
zaciągnąć ją na parkiet i przetańczyć z nią całą noc.
jednocześnie arogancki i czarujący, a ona nadal nie miała pojęcia, dlaczego ją zatrudnił,
- To przyjęcie Rose.
uprawnienia F-gazowe Nigdy nie wyobrażał jej sobie w takim stanie. Była taka niezależna. W jej życiu musiało jednak kryć się wiele smutku, skoro tak to przeżywała.
- Podrzuć mnie, Vincencie, do najbliższego przystanku dyliżansu. Nie musisz wieźć
- Zerwałam trochę kwiatów w ogrodzie i dałam je panu Rileyowi - tłumaczyła. - On jest taki miły. Chciałam mu zrobić przyjemność, żeby się uśmiechnął, bo zawsze jest taki smutny. Naprawdę przepraszam, nie zrobię tego więcej.
Sama przewiązała włosy zieloną wstążką, pasującą do kwiatowego wzoru sukni.
- Nawet mi to nie postało w głowie - odparł Balfour, przepuszczając w progu
- Musimy już wracać do domu? - zapytała płaczliwie Rose na ich widok.
Grenville ma dla ciebie pracę.
Polecane kołobrzeg apartamenty przez wielu klientów

zaniedbania wulkanów i skutków nie sprzątania ziaren baobabu.

- Żartujesz. Nie odmówiła? Nie przypuszczałam, że taka osoba...
czuję i bardzo lubię, kiedy tak do mnie mówi.
Motyl był duży i bardzo piękny. Wielokolorowe skrzydła, którymi szarmancko poruszał, miały w sobie wiele uroku
mówiłabyś do mnie, ja jednak bym cię słyszał. Na Ziemi sądzą, że gdy umrzesz, to cię w ogóle nie ma, ale tak nie
Żal mu było stojącej przed nim dziewczyny. Wyglądała na załamaną. Musiała bardzo przeżyć śmierć siostry i okrut¬ne zachowanie matki. Swoją drogą, jak matka może zrobić coś takiego swojemu dziecku?
Sprawdź sennik pająk Znaczenie snu o pająkach - A Lis? - dopytywał się Mały Książę.
- Bo nie chcę.
- Gdybym więc zabrała Henry'ego z powrotem do Au¬stralii... - zaczęła z namysłem.
"Nie chcę już pić. Potrzebuję przyjaciela. Przyjedź." - choć pod tymi słowami był bardzo nieczytelny podpis, Mały
- Klasycznie. Kiedy zaczął się wymądrzać, oparł nogę na łóżku, odsłaniając w ten sposób krocze. Kopnąłem go w jaja najsilniej, jak mogłem. Nie trafiłem zbyt celnie, bo jedynie go osłabiłem. Przewrócił się, ale nie wypuścił noża. Kiedy próbowałem mu go zabrać, zamachnął się na mnie, nie trafił, więc spróbował znowu, ale tym razem udało mi się chwycić go za nadgarstek. Zaczęliśmy walczyć. Watkins przegrał i upadł na ostrze. Musiał sobie przeciąć jakąś tętnicę w brzuchu, bo krew dosłownie zaczęła się z niego wylewać strumieniem. Próbowałem zatamować krwawienie, ale umarł po kilku minutach. Beck spojrzał na Scotta. - To była zdecydowanie samoobrona. - Oczywiście, tak to wygląda. - Detektyw wyciągnął dłoń do Chrisa. - Jestem panu winien przeprosiny, panie Hoyle, za wszelkie niedogodności i wstyd, jakich stałem się przyczyną. Najbardziej jednak żałuję, że zacząłem pana podejrzewać. Chris uścisnął rękę Scotta. - Wykonywałeś swoją pracę. My, Hoyle'owie, potrzebujemy ludzi takich jak ty, żeby chronili nasze miasto, prawda, Huff? - Tak jest. Rumieniąc się na tę pochwałę, detektyw sięgnął po torbę z dowodem rzeczowym. - Zabiorę to do biura i zarejestruję - powiedział do Rudego. - Jeśli chcesz, mogę zawieźć ją jutro do Nowego Orleanu. - Dzięki. Jak tylko wrócę na komendę, napiszę oświadczenie, które Chris podpisze. Detektyw dotknął palcami brzegu kapelusza i spojrzał na Sayre. - Do widzenia pani. - Z tymi słowy odszedł, unosząc torbę z dowodem rzeczowym. Chris zaciągnął się głęboko papierosem i zgasił niedopałek na schodku. - Będę rad, kiedy to wszystko wreszcie się skończy. Być podejrzanym o morderstwo to żadna przyjemność. Nie mówiąc o tym, że odciąga mnie to od spraw przedsiębiorstwa, a tam dzieje się bardzo źle. - Spojrzał ze złością na Sayre, ale nie skomentował jej uczestnictwa w wydarzeniach, które doprowadziły do zamknięcia fabryki. Karetka z ciałem Watkinsa zdążyła już odjechać, pozostali zaczęli się powoli zbierać. Rudy Harper został najdłużej. - Wygląda gorzej niż Klaps - zauważył Chris, śledząc jego wyjazd. - Ma raka. Wszyscy spojrzeli na Huffa, poruszeni tym, co powiedział. - Jest bardzo źle? - spytał Chris. - Powiedzmy tylko, że to dobrze, iż Wayne Scott zaczął grać w naszej drużynie. - Nie podpisał jeszcze listu intencyjnego - mruknął Chris. - Skrucha potrafi zmiękczyć serce niejednego człowieka. Chyba czas na to, abyś wysłał mu list z podziękowaniem i małym prezencikiem w kopercie. Chris odwzajemnił konspiracyjny uśmiech Huffa. - Zrobię to jutro z samego rana. - Idę nad wodę - rzuciła sztywno Sayre. - Beck, zawołaj mnie, kiedy będziesz gotowy do odjazdu. Chris przyglądał się odchodzącej siostrze z rozbawieniem. - Chyba obraziliśmy Sayre. A może po prostu jest wkurzona, że tak się co do mnie pomyliła? Beck nie odpowiedział, Huff zdawał się nie słuchać. Przyglądał się fasadzie rozklekotanego domku. - Powinienem sprzedać ten teren.
https://fashionistki/warszawa-modne-miejsca-salon-louis-vuitton/ ROZDZIAŁ DRUGI
Zaoferował jej ramię.
- Beck, przystaw fotele dla naszych przedstawicieli prawa - zakomenderował Huff, rozparty w swoim fotelu. - Sam możesz usiąść obok mojej córki. Szeryf i detektyw Scott usiedli na fotelach podstawionych im przez Becka, On sam usadowił się obok Sayre. Spojrzała na ojca i zobaczyła znajomy diabelski błysk w jego oczach, gdy zdmuchnął płomień z kolejnej zapałki i wrzucił ją do popielniczki. - No dobrze, Rudy. Chciałeś tego spotkania, jesteśmy gotowi cię wysłuchać. Co ci chodzi po głowie? - spytał. Szeryf odchrząknął. - Jak wiesz, zatrudniłem Wayne'a jako detektywa w naszym wydziale policji - zaczął niemal przepraszająco. - I? - Wayne przeprowadził małe śledztwo w obozie rybackim, i doszedł do wniosku, że pewne fakty związane ze śmiercią Danny'ego się nie zgadzają. - Na przykład jakie? - Huff przeniósł wzrok na młodego zastępcę szeryfa. Wayne Scott siedział na samym brzeżku fotela, jak gdyby z niecierpliwością czekał, by wreszcie zabrać glos. - Strzelba, z której rzekomo zabił się denat... - Strzelba? - zdziwiła się Sayre. Kiedy Beck powiedział jej, że Danny zginął od strzału w głowę, założyła, że w grę wchodził pistolet. Nie miała encyklopedycznej wiedzy o broni palnej, ale zdecydowanie potrafiła rozróżnić pistolet od strzelby, podobnie jak rozmiary uszkodzeń, jakie powodowała każda z tych broni. W zależności od kalibru i trajektorii, kula wystrzelona z pistoletu przyłożonego do głowy człowieka spowodowałaby śmierć i rozległe obrażenia głowy. Nie mogłoby się to jednak równać z uszkodzeniami czaszki spowodowanymi przez strzał ze śrutówki. - Tak, proszę pani - odparł poważnie detektyw. - Nie miał żadnej szansy przeżycia. - Może powinien pan przejść do sedna sprawy - wtrącił Beck. - Problem w tym, panie Merchant, że ofiara wciąż miała na sobie buty. Przez kilka chwil wszyscy wpatrywali się w detektywa z osłupieniem. Pierwszy zareagował Huff: - Nie wiem, o co ci, do cholery, chodzi, ale... - Zaczekaj - Beck uniósł dłoń, uciszając Huffa. Patrzył na Scotta. - Myślę, że rozumiem zakłopotanie detektywa Scotta. Chris pokiwał głową, skubiąc dolną wargę. - Chodzi o to, w jaki sposób Danny pociągnął za spust - powiedział. - Tak jest - Scott gorliwie pokiwał głową. - Swego czasu badałem sprawę samobójstwa w Carthage, we wschodnim Teksasie. Ofiara zabiła się za pomocą strzelby, pociągając za spust dużym palcem u nogi. - Spojrzał na Sayre skruszony. - Proszę mi wybaczyć moją bezpośredniość, pani Hoyle. - Nie zamierzam zemdleć. A tak przy okazji, nazywam się Lynch. - Och, przepraszam. Myślałem... - W porządku. Proszę mówić dalej. Scott powiódł wzrokiem po twarzach zgromadzonych w pokoju osób. - Chciałem powiedzieć, że wszystkie inne fakty związane ze śmiercią pana Hoyle'a są podobne do tamtego przypadku, poza tą jedną rzeczą. W jaki sposób pociągnął za spust? Byłoby to dość skomplikowane, biorąc pod uwagę długość lufy i... jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zastana-wia. To była dubeltówka. Obie komory były pełne. Jeżeli ktoś planuje zastrzelić się z
- Czy powiedziałem coś niewłaściwego? - spytał Beck. Odwróciła się do niego. - Niech pan przestanie mnie czarować, dobrze? To strata czasu. Dorastałam w otoczeniu czarujących mężczyzn i wiem najlepiej, jak fałszywy może być taki powab. Mnie, panie Merchant, przestał on pociągać już dawno temu. - Mów mi Beck. Czego tak właściwie nie lubisz? Wdzięku czy mężczyzn? Huśtał się, niezbyt wysoko, ale jednak. Strasznie ją to zirytowało. - Nie lubię pana. - Nie znasz mnie. - Znam. - Roześmiała się gorzko. - Znam pana, bo jest pan taki sam, jak oni. - Wskazała ręka w kierunku domu. - Naprawdę? - Pozbawiony skrupułów i moralności, chciwy i zadowolony z siebie. Mam opowiadać dalej? - Nie sądzę, aby moje ego mogło znieść więcej - odparł oschle. - Chciałbym się natomiast dowiedzieć, co sprawiło, że tak szybko wyrobiłaś sobie na mój temat taką opinię. Dopiero się poznaliśmy. - Wyrabiałam ją sobie stopniowo, czytając raporty o stanie firmy, które otrzymuję, choć wielokrotnie prosiłam, aby usunąć mnie z listy adresatów. - Po co więc je czytasz? - Ponieważ nie mogę wyjść ze zdumienia, do czego potrafi posunąć się dla pieniędzy firma Hoyle Enterprises. - Jesteś wspólnikiem firmy Hoyle Enterprises. - Nie chcę nim być - odparowała, podnosząc głos. - Strawiłam cały ro ki tysiące dolarów na opłacenie prawników, usiłując się wyswobodzić z tego jarzma. Wasze sprytne machinacje zablokowały mnie zupełnie. - Legalne posunięcia. - Ledwie legalne. - „Ledwie" się liczy. - Zeskoczył z huśtawki, zostawiając ją rozbujaną na linach i podszedł do Sayre. - Pracuję dla Huffa, który chciał, abyś pozostała wspólnikiem rodzinnej firmy. Powiedział mi, żebym zrobił wszystko, aby zapewnić ci ten status. Wykonałem jedynie robotę, za którą mi płacą. - Przynajmniej wiemy, o co panu chodzi, nieprawdaż? - Sugerujesz, że jestem zawodową dziwką? - spytał bardzo niskim głosem. - Nie sądzę, żebyś chciała rozmawiać o tych sprawach, prawda, Sayre? Sugestia zabolała, ale Sayre była bardziej zła niż urażona. Nikt już nie był w stanie jej zranić. - Widzę, że i pan stosuje nieczyste zagrywki, tak jak oni. - Walczę, żeby wygrać. - Oczywiście. - A ty, o co walczysz? - O przetrwanie - odparowała. Odetchnęła głęboko, próbując powstrzymać narastający gniew, Zdała sobie sprawę, że zaciska dłonie w pięści. Rozluźniła się, potrząsnęła głową i zwilżyła wargi językiem. - Walczyłam, żeby przetrzymać moją rodzinę i udało mi się. Jedynym powodem, który mógł spowodować mój przyjazd tutaj, była śmierć Danny'ego. Boleję nad jego odejściem i zawsze... - powstrzymała się od wyznania, że zawsze będą ją nawiedzały wspomnienia dwóch telefonów od Danny'ego, których nie chciała odebrać. - Cieszę się, że przynajmniej jemu udało się uciec. Mam nadzieję, że odnalazł spokój. Chciałabym jednak wiedzieć...
Nie nosiła żadnej biżuterii, była umalowana oszczędnie, a przecież przyćmiewała Ingrid, która nagle wydała się bar¬dzo pretensjonalna, ostentacyjnie wystrojona, sztuczna, lalkowata.
cisza nocna zasady

©2019 www.pacem.do-krzyczec.pruszkow.pl - Split Template by One Page Love